Muzyka

czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział 26 cz. II

-Mario-
Gdy byliśmy już na murawie fotograf powiedział do Nany:
- Pani Lilianno, czy mogłaby pani usiąść tam na fotelu na ławce trenerskiej?-
- Po pierwsze to nie pani, tylko Nana, a po drugie jasne.- po czym z małą trudnością usiadła na jednym z foteli. Ja powiedziałem do fotografa:
- Skoro tak to mi mówicie Mario. Ok?-
- Dobrze, ty Mario usiądź dwa fotele dalej od Nany.- zrobiłem co mi kazali po czym usłyszałem:
- Teraz wyjmij z tego ciemnego pudełka buty i ubierz.- otworzyłem pudełko i zobaczyłem w nich buty NIKE MAGISTA z tym, że z boku był napis "15.11.2014 Lilianna i Mario Götze" napis był w kolorze złotym. Gdy wiązałem buta patrzyłem się wprost na obiektyw i uśmiechałem się. Gdy poprawiłem spodnie od garnituru fotograf powiedział:
- Nana załóż prawego buta, a Mario niech założy ci lewego buta.- Nana schyliła się po drugie pudełko i wyjęła z niego parę butów również NIKE tylko jej były białe ale z boku również miały ten sam napis co moje. Gdy ubierałem jej tego buta patrzyłem cały czas w jej piękne oczy nie mogłem oderwać od niej wzroku, była taka piękna i pociągająca. Potem zrobili zdjęcie naszych stóp wraz ze zdjęciem z bliska korków a dokładniej napisu. Potem ustawiliśmy się na tle "Gelbe Wand" i ustawiliśmy się. Ja stałem za Naną obejmowałem ją w talii i złożyłem soczysty pocałunek na jej szyi. Potem zrobiliśmy sobie bardzo zabawne zdjęcie. Ja zdjąłem marynarkę i muchę a kilka pierwszych guzików przy koszuli miałem rozpięte. Nana leżała na ziemi, ręce miała ułożone wzdłuż ciała, a ja robiłem pompki, gdy byłem bardzo blisko Nany dawałem jej całusa w usta.Takie ćwiczenia to ja rozumiem. Kolejne zdjęcie przedstawiało mnie siedzącego na murawie z nieco rozpiętą koszulą, z mną klęczała Nana, a jej ręce były zaplątane na mojej szyi. Potem znów miałem zawiązaną na szyi muchę i założoną marynarkę, za to Nana związała sobie włosy w koński ogon i wpięła we włosy welon staliśmy wysoko na trybunach, a w tle mogłem zobaczyć napis z piłek było tam napisane:
WSPÓLNA PASJA POŁĄCZYŁA NAS NA ZAWSZE
Staliśmy na tle tego napisu po czym Nana zasłoniła nas welonem jak zasłoną, a ja złapałem ją za rękę. Zrobili nam dwa zdjęcia jedno duże właśnie na tle tych piłek, a drugie to było przybliżenie strikte na nasze dłonie na których były obrączki. Przedostatnie zdjęcie przedstawiało nas jak leżymy na murawie i patrzymy się na siebie. Dzieliła nas naprawdę bardzo mała przestrzeń fotograf powiedział, że tam po przeróbce ma być napis, który podała mu Nana, a brzmiał on następująco "Bo prawdziwa miłość to taki stan kiedy ukochanej osobie wybaczasz największe błędy" Ostatnie zdjęcie było w tunelu a na nim były tylko sylwetki ludzi (nikt nie rozpozna, że nasze) a na murawę prowadziła ścieżka z róż, a tuż przy wyjściu był napis "Droga ku wiecznej miłości i szczęściu". Kiedy zobaczyłem wszystkie zdjęcia byłem bardzo zadowolony to była naprawdę świetna zabawa. Kiedy podszedłem do fotografa zapytać się o wysokość zapłaty za sesję główny fotograf podsunął mi koszulkę BVB i po prostu poprosił o autograf. Napisałem mu małą dedykację i podziękowałem. Właściwie każdemu z ekipy dałem swój autograf i razem z Naną zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie. Fotografowie obiecali, że dogadają się z ekipą która filmowała nasze wesele i za jakiś miesiąc DVD z naszym ślubem powinno być gotowe. Gdy powiedzieliśmy, ile kopii znaczy dla ilu gości będzie trzeba tego DVD powiedzieli, że za max 1,5 mies wszystko przyjdzie do nas do domu. Gdy wróciliśmy na poprawiny mój najlepszy przyjaciel (Marco) latał po całej sali spanikowany. Popatrzyłem na moją ukochaną z wielkim skonsternowaniem. Popytałem kilku osób i okazało się, że kuzynka Nany zaczęła rodzić (nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to, że to był dopiero 7 miesiąc) Nana zadzwoniła po karetkę, a ja próbowałem uspokoić Reusa, chociaż w sumie co mu się dziwić życie jego narzeczonej i dziecka było zagrożone. Po kilkunastu min przyjechała karetka Marco wpakował się do karetki, a Nana płakała na moim ramieniu, po czym powiedziała:
- Kochanie nie gniewaj się na mnie, ale nie możemy na razie jechać na urlop muszę być przy Madzi.- nie miałem prawa się na nią gniewać w końcu traktuję Magdę jak siostrę. Madzia była przy Nanie kiedy ta była w ciąży, tak samo jak Marco. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że urlop w tym momencie odpada. Musieliśmy to przełożyć do czasu kiedy wszystko się unormuje. Razem z Naną pojechaliśmy do szpitala w którym rodziła Madzia. Gdy byliśmy na miejscu od razu udaliśmy się na porodówkę. Przed drzwiami siedział . . . zapłakany Reus. Podbiegłem do niego i po przyjacielsku przytuliłem do siebie. Nana podeszła do niego i najłagodniej jak potrafiła spytała:
- Marco co z nimi?-
- Puls dziecka zanika musieli wziąć ją na blok i zrobić cesarkę.- nie powiem przeraziło mnie to. Po kilkunastu min z bloku operacyjnego wyjechał inkubator, a zaraz za nim łóżko z Magdą. Reus od razu podbiegł do nich a ja razem z Naną, siedzieliśmy na krzesłach i patrzyliśmy jak Magdę zawożą do sali i podpinają do różnych aparatur. Nana przytuliła się do mnie, ja nic nie mówiłem. Po chwili stanął obok nas Reus i powiedział:
- Madzia powinna się za nie długo obudzić, tylko jak ja jej to powiem?- Nana na to:
- Co z maluchem?- on nic nie powiedział tylko wtulił się w nią i najnormalniej się popłakał. Nie miałem serca mu zwrócić uwagi wiem, ze było mu ciężko. Nic nie powiedział tylko ledwo wytarł twarz i poprosił abyśmy poszli za nim. Przed wejściem na oddział neonatologiczny podali nam specjalne ubrania. Po czym weszliśmy na oddział pielęgniarka zaprowadziła nas na odpowiednią salę a Marco zaprowadził nas do odpowiedniego inkubatora. Przy nim była doczepiona karteczka z napisem Omer Mario Reus. Omerek był malutki ilość kabli i rurek osłabiała mnie. Obok siebie mojego przyjaciela:
- Lekarze dają mu przy dobrych wiatrach 15% szans na przeżycie. Chciałbym go ochrzcić go tutaj w szpitalu będziecie rodzicami chrzestnymi?- w gardle utkwiła mi jedna wielka gula nie miałem siły nic powiedzieć, jedyne co to uściskałem przyjaciela i pokiwałem mu twierdząco głową. Marco udał się na poszukiwanie księdza, a ja z Naną patrzyliśmy na tego malutkiego człowieczka. Po chwili wrócił Marco ze szpitalnym kapelanem i po chwili mały Omerek był już ochrzczony. Marco zrobił mu zdjęcie po czym wysłał co wszystkich znajomych i rodziny. Porozmawiał chwilę z mamą o stanie zdrowia małego po czym wrócił do podziwiania swojego pierworodnego. Razem z Naną nie odstępowaliśmy Marco na krok Nana raz na jakiś czas szła do Magdy aby sprawdzić czy się nie obudziła. Ten dzień zakończył się oczywiście nocowaniem w szpitalu. Mamy jednak wszyscy nadzieję, że Omerek wyjdzie z tego cało. 

 --------------------------------------------------------------------    
 

4 komentarze:

  1. Ooo... ❤❤❤
    Jejku ... Mam nadzieje że Omerek przeżyję ~_~
    A co do sesji to ja też chcę taką ^o^
    Czekam jak zawsze z niecierpliwością na następny :)
    Buźka :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku przepraszam, że pod ostatnimi swoją rozdziałami nie pojawił się mój komentarz :( Oczywiście wszystko nadrobiłam i brak mi słów, aby opisać co czuję.
    Z jednej strony cieszę się jak jakaś wariatka z powodu ślubu, a z drugiej Madzia, Marco i Omerek. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego ta mała osóbka.
    Dodaj szybciutko następny :*
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. *Wybacz za spam pod rozdziałem*
    hej! :) Wróciłam do bloggera po dosyć długiej przerwie i staram się od nowa zebrać czytelników, na nowej opowieści mam nadzieję, że mi pomożesz i odwiedzisz mojego nowego bloga :) Serdecznie zapraszam :) Również do zapoznania się ze zwiastunem :)
    http://forever-marco-reus.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  4. hej świetny rozdział :*
    Nominowałam Cię do LA :*
    http://spelnieiamarzenia.blogspot.com/2015/08/liebster-blog-award.html
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń