Muzyka

niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 34

-Mario-
Obudziłem się w pustym łóżku i dopiero po kilku sekundach zorientowałem się, że nie ma ze mną mojej żony. Patrząc na moją rękę przypominałem sobie powoli co się stało wczoraj. Łzy momentalnie wypełniły moje oczy, uzmysłowiłem sobie, że zasnąłem w ubraniu. Udałem się do łazienki, wziąłem prysznic i ogółem doprowadziłem się do względnego porządku. Następnie udałem się do kuchni aby zrobić sobie i dzieciakom śniadanie. Kiedy dzieci zostały nakarmione w mojej kuchni zjawiła się moja mama mówiąc, że zostanie ze swoimi wnukami a ja mam jechać do Nany. Ciągnąc za sobą nogi doczłapałem się do garażu obiecując wcześniej Ayden'owi, że kupię mu nową piłkę bo tamta mu pękła. Dzięki dzieciakom miałem na twarzy chociaż cień uśmiechu. W drodze do szpitala wstąpiłem do kwiaciarni aby kupić Nanie jakieś ładne kwiaty. Od razu po wejściu do kwiaciarni w oczy rzucił mi się jeden bukiet. Bez wahania poprosiłem kwiaciarkę o bukiet po czym zapłaciłem i udałem się w stronę szpitala. Po przekroczeniu progu szpitala dało się poczuć tą negatywną energię, aż mnie ciary przeszły. Udałem się w stronę sali Nany po czym do wazoniku włożyłem kwiaty pocałowałem żonę w czoło i usiadłem na krzesełku obok jej łóżka. Po krótkim rozmyślaniu na sam nie wiem jakie tematy zacząłem opowiadać Nanie co się dzieje w domu.

-Nana-
Siedziałam w białej sukience na polanie pełnej kwiatów. Na owej polanie było tylko jedno drzewo, było duże i miało piękne zielone liście. Ziemia była ciepła, a w okół czuć było zapach kwitów. W oddali słyszałam strumyk. Udałam się w stronę strumyka po drodze mijałam wiele zwierząt leśnych. Usiadłam nad strumykiem po czym zanurzyłam stopy w wodzie. Po chwili zorientowałam się, że ktoś mnie obserwuje podniosłam wzrok i zobaczyłam mężczyznę z dwójką dzieci. Jedno trzymał na rękach, a drugie siedziało obok niego i machało do mnie. Był to chłopczyk miał około 4-5 lat. Nagle usłyszałam za sobą głos wołający moje imię. Wstałam i wróciłam na polanę słysząc płacz dzieci. Chciałam się odwrócić, ale nie mogłam. Siedząc na polanie cały czas rozmyślałam o tym kim był ten mężczyzna z dziećmi. Położyłam się na trawie a po błękitnym niebie latały ptaki. Piękny widok.

-Narrator-
Miesiąc później
Od ponad miesiąca Nana jest w śpiączce. Lekarze wybudzili ją ze śpiączki farmakologicznej, lecz przyczyny zapadnięcia w śpiączkę nie potrafią wytłumaczyć. Mario kursuje na trasie dom-szpital-stadion i na odwrót. Cały czas odczuwa, że nie jest sam. Kiedy powiedział Ayden'owi gdzie jest mama, chłopiec pobiegł ze łzami w oczach do pokoju i nie odzywał się do Mario przez 5 dni. Mała Aisza rosła jak na drożdżach i już była małą księżniczką tatusia i wszystkich wujków. Wszystko byłoby dobrze gdyby była z nimi Nana. Mario wierzył, że jego żona się obudzi. Był o tym dogłębnie przekonany.


-Mario-
3 tygodnie później
Siedziałem w pokoju syna i opowiadałem mu bajkę na dobranoc. Od jakiegoś czasu moja mama mieszkała ze mną aby pomóc mi z dziećmi za co byłem jej ogromnie wdzięczny. Kiedy leżałem już w łóżku i czytałem książkę pt. "Tajemny ogień" zadzwonił mój telefon. Podniosłem urządzenie z szafki nocnej i spojrzałem na ekran. Dzwonił do mnie lekarz Nany. Od razu wcisnąłem zieloną słuchawkę. Wystarczyło jedno zdanie:
- Panie Mario, pana żona się obudziła.- wystartowałem z łóżka tak szybko, że zaplątałem się w kołdrę i zaliczyłem bliskie spotkanie z podłogą. Pobiegłem do garderoby i zarzuciłem na siebie pierwsze lepsze ubrania. Mama widząc mnie szykującego się do wyjścia o nic nie pytała tylko kazała mi się zbytnio nie śpieszyć. Kiedy byłem już w szpitalu pielęgniarką, którą mijałem od razu skierowała mnie na salę Nany. Przed drzwiami wziąłem głęboki wdech i wszedłem do środka. Moja żona leżała na łóżku i patrzyła w okno. Kiedy usłyszała, że wszedłem do środka od razu popatrzyła na mnie. Powiedziałem do niej:
- Cześć kochanie, jak się czujesz?-
- Przepraszam kim pan jest?- moje serce rozpadło się na milion kawałków. Nie byłem w stanie nic powiedzieć. Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie chciałem płakać przy niej. Po prostu wyszedłem na korytarz.

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 33 cz. II

-Mario-
Nana była w naszej garderobie i szukała sukienkę jaką będzie mogła ubrać na kolację, jak ona to ładnie powiedziała "Chcę jakoś się prezentować u boku takiego przystojniaka jak ty kochanie." Po czym cmoknęła mnie w usta. Wracając ja szykowałem się w sypialni. Jak zawsze miałem problem z zawiązaniem krawata, mucha to jeszcze, ale krawat to totalna masakra.Poleciałem pędem do Reusa i błagałem go aby pomógł mi przy męczeniu się z tym ustrojstwem. Kiedy już uporaliśmy się z taśmą na szyję, wybrałem buty i powoli szykowałem się do naszej kolacji z "niespodzianką". Kiedy już byłem gotowy pogadałem chwilę z Reusem i popytałem go co u Omreka. Po chwili rozmowy oboje usłyszeliśmy odgłos obcasów. W momencie w którym razem z Marco zobaczyliśmy Nanę, oboje z Marco w momencie zbieraliśmy szczękę z podłogi. Ja wiedziałem, że moja żona jest przepiękną kobietą, lecz ona cięgle mnie zaskakuje. Wiedziałem już, że najprawdopodobniej dzisiaj już  nie wrócimy do domu. Marco wykrztusił z sobie tylko jedno banalne zdanie:
- O ja pierdole.- za co nadepnąłem mu na stopę. Kiedy byliśmy w korytarzu i ubieraliśmy jakieś wierzchnie ubrania Marco dał nam znać, że jakby coś się działo to da nam znać z resztą jechała już do nas Magda z Omerkiem. Pomogłem żonie założyć płaszczyk, który dostała ode mnie na Dzień Kobiet. Udaliśmy się do garażu, otworzyłem żonie drzwi od strony pasażera, a sam zasiadłem za kierownicą jednego z kilku naszych samochodów. Jechaliśmy do restauracji której właścicielem jest mój dobry znajomy. Okazało się, że Marco wszystko wcześniej zaplanował zarezerwował nam nawet pokój w hotelu. Jaki on uczynny. Rozmawiając z żoną dojechaliśmy pod hotel, tam na parkingu zostawiliśmy samochód, postanowiliśmy, że na kolację i z powrotem udamy się pieszo. Hotel mieścił się niecałe 200 metrów od restauracji, więc po co jechać taki kawałeczek. Lepiej się przejść. Kiedy weszliśmy do restauracji było czuć ten klimat. Wszystkie stoły były ładnie przystrojone, ale było wyraźnie widać który jest przeznaczony dla nas. Stał praktycznie na środku sali otoczony świeczkami, a na jego środku stał dzban z wodą na której unosiły się świece. Piękny widok. Po kolacji zaprosiłem żonę do tańca, mój kumpel włączył piosenkę. Żona ufnie chwyciła moją dłoń i po chwili oboje byliśmy zatraceni w muzyce i w swoich oczach. Co jakiś czas skradałem żonie pocałunki z jej słodkich ust. Po ślubie bałem się, że popadniemy w rutynę i nie będziemy mieli czasu na spontaniczność. Tak się zastanawiając, słowa piosenki były piękne i słuchając ich wiedziałem, że Nana była, jest i zawsze będzie moim pragnieniem. Tańczyliśmy jeszcze do kilku polskich piosenek po czym wróciliśmy do stolika na którym stał już wielki bukiet kwiatów dla mojej ukochanej żony. Postanowiliśmy iść już do hotelu. Po drodze śmialiśmy się, całowaliśmy się, ogółem zachowywaliśmy się jak młodzi zakochani. W pewnym momencie zauważyłem, że na drodze pojawił się jakiś samochód. Zbytnio mnie to nie zainteresowało, skupiłem całą swoją uwagę na mojej ukochanej.

- Nana -
Po wspaniałej kolacji byliśmy w drodze do hotelu. W pewnym momencie zobaczyłam auto na jezdni. Troszkę mnie to zaintrygowało, ponieważ była godzina 1:30 w nocy, może to jakaś młodzież wracająca po imprezie. W pewnym momencie zobaczyłam, że auto wpadło w poślizg i pędzi prosto na mojego ukochanego w ostatniej chwili odepchnęłam Mario, lecz po sekundzie poczułam silne uderzenie i przed moimi oczami pojawiła się ciemność.

-Mario-
Kiedy się ocknąłem zobaczyłem moją żonę po drugiej stronie drogi. Pędem udałem się do niej krzycząc jej imię. Kiedy już znalazłem się obok niej zobaczyłem, że ma złamaną nogę, rozwaloną głowę, a z ust cieknie jej krew. Szybko wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po pogotowie. Ja podczas upadku złamałem tylko rękę, ale wiedziałem, że z moją królową jest źle. Zdjąłem płaszcz i przykryłem nim Nanę, nie chciałem jej ruszać bo bałem się żeby nie uszkodzić jej kręgosłupa. Karetka zjawiła się po ok. 10 min. pozwolili mi jechać z nimi jeden z ratowników zajął się moją ręką, a lekarz i drugi ratownik ratowali moją żonę. Kiedy dojechaliśmy do szpitala wyskoczyłem szybko z karetki i skierowali mnie na badania. Wiedziałem, że nie pomogę żonie, więc nie utrudniałem pracy lekarzom. Kiedy moja ręka znajdowała się w gipsie skierowałem się do lekarz, który miał dzisiaj dyżur i zapytałem gdzie leży moja ukochana. Lekarz powiedział mi, że obecnie moja żona leży na sali operacyjnej. Usiadłem na krzesełku przed drzwiami z napisem "SALA OPERACYJNA" i czekałem. W międzyczasie zadzwoniłem do Marco i do rodziców Nany i moich najbliższych. Po 15 min. w szpitalu zjawili się moi bracia z moimi rodzicami oraz rodzice Nany, Marco napisał, że nie może przyjechać teraz bo myje dzieciaki, ale żebym na bieżąco mówił mu co się dzieje. W pewnym momencie z sali operacyjnej wybiegła pielęgniarka, po chwili już wracała na salę z tacą pełną jednostek krwi. Po ok. 4 godz. siedzenia przed salą ze środka wyjechało łóżko z Naną, do mnie podszedł lekarz i poprosił na rozmowę:
- Witam Panie Mario, podczas operacji wystąpiły drobne komplikacje, ale na szczęście wszystko udało się ustabilizować. Zoperowaliśmy nogę, zatamowaliśmy krwotok wewnętrzny, lecz ogólne obrażenia pańskiej żony są na tyle poważne, że musieliśmy wprowadzić ją w stan śpiączki farmakologicznej. Pańska żona miała poważny uraz głowy, dlatego poczyniliśmy takie, a nie inne kroki.-
- Ale jest szansa, że z tego wyjdzie.-
- Powiem tak, że nic nie jest pewne w tym przypadku. Niestety musi być pan przygotowany na najgorsze.-  i tak po prostu odszedł ode mnie do swojego gabinetu. Ja oparłem się o ścianę i ryczałem. Ja sobie nie poradzę z dwójką małych dzieci. Siedziałem tak pod ścianą po czym podeszła do mnie moja mama i przytuliła mnie, poprosiła też moje tatę aby odwiózł mnie do domu, a oni zostaną tu z Naną. Zasnąłem w drodze powrotnej do domu.

sobota, 31 października 2015

Rozdział 33 cz.I

2 dni później Mario
Tak! Panie i panowie dzisiaj jadę po moje dwie najważniejsze kobiety. W samochodzie zmontowałem już fotelik dla Aiszy, można go użyć również jako nosidełka, Ayden od rana chodził uśmiechnięty już nie mógł się doczekać aż zabierze siostrzyczkę do domu. Narysował już dwie laurki dla mamy i dla siostry. Dokupiliśmy kilka rzeczy do "małej" garderoby mojej księżniczki, ja już załatwiłem koszulkę BVB z imieniem mojej córeczki. Byłem strasznie podekscytowany tym, że w naszym domu pojawi się dziewczynka już nie mogłem doczekać się tego aż mała będzie chodziła i mówiła. Ciekawy jestem czym będzie się interesowała, czy będzie w przyszłości bardziej podobna do mnie czy do Nany. Bardzo mnie to intrygowało. Zaparkowałem pod kliniką i wraz synkiem i nosidełkiem dla Aiszy skierowaliśmy na oddział na którym leżała Nana i Aisza. Wszedłem do sali,a na łóżku siedziała już ubrana Nana, a w łóżeczku koło łóżka słodko spała moja mała córeczka. Patrzyłem na nią a ona lekko przez sen poruszała rączkami i nóżkami, Ayden również stał wpatrzony w siostrę jak w obrazek. To było urocze. Najdelikatniej jak tylko mogłem włożyłem córeczkę do nosidełka, a ta się nie obudziła. Torbę z rzeczami Nany wziąłem na ramię, nosidełko wziąłem do ręki i przykryłem pieluchą tetrową aby osłonić córeczkę przed upałem i paparazzi. Nana wzięła mnie za rękę a nasz synek szedł obok mamy uczepiony jej ręki i nie mógł jej puścić. Zapakowałem moje ukochane kobiety i księcia do samochodu. Nana siedziała z dziećmi z tyłu. Kiedy dojechaliśmy do domu zaparkowałem samochód w garażu po czym poszliśmy do salonu w którym była mała niespodzianka dla moich pań otóż mieliśmy gości. Byli Lewandowscy, Reusowie, Błaszczykowscy, Piszczkowie i oczywiście nasi rodzice i moi bracia. Postawiłem nosidełko na sofie aby nasza królewna była w centrum całego zbiorowiska. Nana przeprosiła nas na chwilę ponieważ chciała wziąć prysznic. Ja za zadanie miałem przewinąć naszą kruszynkę i zmienić jej ubranko. Razem ze mną poszła moja mama aby mi pomóc w razie czego. Dokładnie mnie we wszystkim instruowała. Kiedy przewijałem moją kruszynką ta tylko się śmiała i machała rączkami. Moja mama powiedziała, że ma to po mnie bo ja byłem taki sam jak byłem niemowlakiem. Kiedy już zakończyłem swoją misję pt. "Zmienianie pieluchy" wziąłem moją księżniczkę do sypialni w której siedziała Nana ponieważ teraz była pora karmienia. Po nie długim czasie zeszliśmy we trójkę do salonu. Nana udała się na ploty do pań, a ja włożyłem córeczkę do kołyski i udałem się w stronę kumpli na męskie ploty. Opowiadałem chłopakom jakie miałem odczucia podczas porodu i zarówno Błaszczu jak i Piszczu w pełni się ze mną zgadzali. Co jakiś czas ja albo Nana zaglądaliśmy do kołyski czy nasza królewna śpi, a ona cały czas była w swojej krainie marzeń sennych zawsze jak ja sprawdzałem czy śpi to widziałem uśmiech na twarzy córeczki. Przyjaciele siedzieli do ok 22:30, Ayden padł jak mucha o 21:00 a nasza rodzina została moim zadaniem było przygotowanie pokoi. Córeczkę przebrałem w świeżą pieluszkę i czyściutką piżamkę. Chwilę nosiłem moją kruszynkę aby usnęła i delikatnie położyłem ją w jej łóżeczku, oczywiście nie mogłem zapomnieć o smoczku. Patrzyłem jeszcze na moje małe szczęście (właściwie jedno z dwóch małych szczęść). Po chwili poczułem w pasie dobrze znane mi dłonie obróciłem się i zobaczyłem zmęczoną acz lekko rozpromienioną twarz Nany. Pocałowałem ją w czoło, przytuliłem po czym oboje patrzyliśmy z uśmiechem na twarzy na naszą pierwszą córeczkę. Po jakimś czasie razem z żoną udałem się do sypialni, ale i tak byłem pewny, że nasza córeczka nie dam dzisiaj spać. 
- Następnego dnia Mario-
Oczywiście miałem rację Aisza budziła się w nocy 3 razy za każdym razem ja wstawałem razem z Naną. Pierwszy się obudziłem, Nana jeszcze spała, Udałem się do pokoju Aiszy i sprawdziłem czy jeszcze śpi. Malutka oczywiście nie spała, wziąłem ją delikatnie na ręce, zmieniłem jej pieluszkę i ubrałem w ubranko na dzisiejszy dzień. Razem z córeczką skierowałem się do pokoju Aydena, który siedział na krzesełku przy stoliczku i malował coś na kartce. Córeczkę zaniosłem do łazienki i położyłem ją w malutkim leżaczku. Szybko umyłem Aydena i razem z dzieciakami zszedłem na dół. Aiszę włożyłem do leżaczka, a Ayden siedział już na krzesełku swoim i czekał na śniadanie. Oczywiście najpierw nakarmiłem Aiszę, Nana ok 4:30 rano odciągnęła dla niej trochę mleka, musiałem je tylko lekko podgrzać, czego uczyła mnie moja mama. Wziąłem moją małą córeczkę na ręce i zacząłem ją karmić, Ayden odłożył sztućce i zaczął bacznie obserwować jak jego siostra je. Kiedy ponosiłem małą i byłem pewny, że mogę ją odłożyć do bujaczka tak zrobiłem po czym zacząłem robić Aydenowi jajecznicę z grzankami. Kiedy skończyłem, postawiłem przed synem talerz z jego śniadaniem jadł aż mu się uszy trzęsły. Po kilkunastu minutach zeszła do nas Nana. Ja akurat siedziałem wtedy z dziećmi w salonie i bawiłem się z nimi. Nana kiedy nas zobaczyła uśmiechnęła się do mnie i udała się do kuchni w której czekało już na nią śniadanie. Po jakimś czasie kiedy Nana jeszcze była w kuchni do naszego domu weszli goście. Po chwili okazało się, że to moi rodzice z moimi braćmi, przyszli odwiedzić moją córeczkę. Pierwszą wnuczkę i pierwszą bratanicę. Siedzieli do obiadu potem przyszedł Reus i bawił się z dzieciakami,a mnie i Nanę  wysłała na "romantyczną kolację." Miałem pewien plan odnośnie tej kolacji.

sobota, 24 października 2015

Rozdział 32

Z DEDYKACJĄ DLA WSZYSTKICH CZYTAJĄCYCH I KOMENTUJĄCYCH. 
Kilka miesięcy później narrator
Tak jak myślał Mario wszystko z czasem się ustabilizowało. Niestety Nana nadal leżała w szpitalu, była już w połowie 9 miesiąca, a od praktycznie początku ciąży leżała w szpitalu dlatego, że jej ciąża miała "status" wysokiego ryzyka. Ayden po dwóch tygodniach pobytu w szpitalu wrócił do domu Mario wynajął małemu i żonie ochroniarzy nie chciał aby historia się powtórzyła, za bardzo zależało mu na swojej rodzinie. Mario kiedy tylko mógł siedział przy żonie i wspierał ją, a mały Ayden chętnie pomagał tacie w ogarnięciu domu. Mały chłopiec pomagał nawet w wystroju pokoju dla swojej siostrzyczki. 

A co u Marco, Magdy i Omerka? Otóż mały Reus jest już od miesiąca w domu, ale Magda z Marco muszą co tydzień chodzić z małym na kontrolę do lekarza. Na szczęście wbrew początkowym przypuszczeniom lekarzy Omerek jest zdrowy ma tylko lekko osłabioną odporność w porównaniu do swoich rówieśników. 
03.06.2017 - Mario
Dzisiaj dzień moich urodzin, Nana od rana źle się czuje boi się, że to już dzisiaj. Sam bardzo się stresuję pierwszy raz będę przy narodzinach swojego dziecka, jeżeli mała urodzi się dzisiaj to będzie mój najlepszy prezent urodzinowy w życiu. Moja mama przywiozła nam właśnie do szpitala obiad dbała o to by Nana zdrowo się odżywiała, siedziałem razem z Naną przy stole w jej pokoju i jedliśmy rosół z makaronem, a na drugie danie było udko z kurczaka z ziemniakami i surówką. Nana nauczyła moją mamę robić taki polski obiad i wszyscy w domu zakochali się w polskiej kuchni. Kiedy byliśmy w połowie drugiego dania nagle Nana złapała się za brzuch i upuściła widelec na podłogę, od razu do niej podszedłem. Moja ukochana powiedziała:
- Mario ja rodzę pomóż!- od razu wezwałem pielęgniarkę, po niecałej minucie do naszej sali wpadła pielęgniarka z lekarzem. Lekarz zbadał Nanę i powiedział, że musimy jechać na salę porodową, cały czas trzymałem żonę za rękę, Nana była cała spocona i płakała z bólu. To był straszny widok. Lekarz podłączył Nanę do KTG tłumaczył mi do czego to służy, ale ja go nie słuchałem. Nie rozumiałem dlaczego Nana rodzi naturalnie skoro jej ciąża była zagrożona, ale skoro lekarze tak zadecydowali to co ja się będę sprzeciwiał? Nana leżała na łóżku i wręcz zwijała się z bólu, a ja ie mogłem jej w żaden sposób pomóc. Lekarz zapytał się Nany ja się czuje, w tym momencie miałem ochotę mu przywalić, ze zadaje głupie pytania, Nana odpowiedziała, że bardzo bolą ją plecy, położna zaproponowała aby Nana posiedziała na piłce to podobno ma pomóc na ból pleców i ma przyspieszyć poród. Najdelikatniej jak się dało wziąłem Nanę na ręce i postawiłem ją na podłogę cały czas ją podtrzymywałem aby nie upadła i miała oparcie nie tylko psychiczne, ale i fizyczne. Nana usiadła na dużej piłce, a ja usiadłem na krześle przed nią tak, że ręce miała położone na moich kolanach i nieustannie się wtulała we mnie mówiła, że to pomaga. Ja nieustannie obejmowałem ją w tali, kiedy przychodziły skurcze Nana zaciskała zęby i wbijała paznokcie w moje nogi. Chciałem żeby było już po wszystkim aby nasza córeczka już była z nami i aby Nana się już nie męczyła. Położna systematycznie mierzyła Nanie ciśnienie i poradziła Nanie jak powinna "ruszać się" na tej piłce. Po kilkunastu minutach Nana złapała mnie bardzo mocno za rękę i wbiła paznokcie w moją dłoń, przecięła mi skórę ale dla mnie nie było to ważne położna kiedy zobaczyła co się dzieje z Naną powiedziała mi, że kiedy skurcz się skończy muszę ją szybko położyć na łóżku bo na 99% zaczęła się akcja porodowa. Kiedy oddech Nany się w miarę ustabilizował jak najdelikatniej się dało wziąłem ją na ręce i położyłem ją na łóżku. Nana powiedziała do mnie:
- Przepraszam.- byłem co najmniej zszokowany za co ona mnie przeprasza:
- Ale kochanie za co mnie przepraszasz?-
- Bo dłoń ci rozcięłam.- i głową wskazała na małą ranę na mojej dłoni, ja pokręciłem głową i powiedziałem do niej:
- Kochanie to ja Cię przepraszam, to przeze mnie się męczysz.- ona się zaśmiała lekko i powiedziała:
- O nie to nie przez ciebie, takie prawa natury kochanie ja chcę mieć jeszcze 3 dzieci.- mnie w tym momencie wbiło w fotel ja ledwo psychicznie wytrzymuję jeden poród a ona mówi jeszcze o trójce ja chyba szybko zejdę z tego świata. Kiedy przyszedł do nas lekarz i zbadał Nanę okazało się, że siedzenie bardzo dużo dało i widać już główkę. Lekarz powiedział Nanie, że musi teraz 3-4 mocno przeć aby nasza córeczka była już z nami. Kiedy położna zapytała się Nany czy chce gaz uśmierzający ból moja żona jedynie pokręciła głową. Kiedy lekarz powiedział:
- Teraz Nana.- i zaczął liczyć do 10, Nana przez ten czas musiała przeć. Pielęgniarka podała mi wilgotny ręcznik abym wycierał pot płynący po twarzy mojej ukochanej. Po 3 parciu usłyszeliśmy przeraźliwy płacz naszej kruszynki. Lekarz zapytał mnie:

- Chce pan przeciąć pępowinę?- przełknąłem ślinę po czym wziąłem nożyce medyczne i przeciąłem pępowinę, po czym musiałem usiąść na krześle i wziąć kilka oddechów kiedy umyli naszą córeczkę i przetkali jej drogi oddechowe podali nam naszą małą księżniczkę.

Miała na sobie różowe ubranko i różową czapeczkę, była zawinięta w różowy kocyk, miała zamknięte oczka i ziewała miała włosy Nany i  z pewnością niebieskie oczka jak każdy noworodek. Kiedy poczuła jak pielęgniarka kładzie ją na piersi Nany otworzyła lekko oczka i uśmiechnęła się. Nigdy w życiu nie widziałem piękniejszego widoku. Musiałem moim dwóm kobietom zrobić zdjęcie, które od razu ustawiłem na tapetę. Kiedy lekarz zapytał o imię ja zbladłem nie mieliśmy imienia dla córeczki, ale wtedy przypomniałem sobie naszą umowę, że jak urodzi się córeczka to imię wymyśla Nana. Tak więc po chwili wszystko było już wiadome, nasz córeczka nosiła imiona Aisza Melanie. Musze przyznać, że jej pierwsze imię jest bardzo niecodzienne. Kiedy naszą córeczkę wzięli na badania Nanę przewieźli do sali poporodowej i zrobili jej kilka koniecznych badań. Zadzwoniłem do naszych rodziców, rodzeństwa no i oczywiście chłopaków, że nasza córeczka jest już na świecie. Po niecałych 30 min. kiedy nasza córeczka wróciła z badań i była z nami w naszej sali pojawili się nasi bliscy. Kiedy Ayden zobaczył swoją siostrzyczkę popłakał się i powiedział:
- Jaka ona jest śliczna.- tej nocy pierwszy raz od dłuższego czasu spałem w domu. Nana poprosiła abym zajął się Aydenem i przyjechał po nią i Aiszę za 2 dni. Musiałem kupić córeczce jeszcze kilka niezbędnych rzeczy, ale na pewno zrobię to z uśmiechem na ustach, a pomoże mi w zakupach mój niezawodny pomocnik - mój synek Ayden. 
----------------------------------------------------------------------------------
BARDZO PROSZĘ O TO ABY KAŻDA OSOBA KTÓRA PRZECZYTA TEN ROZDZIAŁ SKOMENTOWAŁA GO. BĘDĘ WDZIĘCZNA ZA CHOCIAŻ EMOTIKONA :)

poniedziałek, 19 października 2015

Rozdział 31

Następny dzień narrator
Dużo osób zadaje sobie teraz pytanie gdzie to się podział nasz mały bohater? Otóż często w takie czy podobne historie zamieszane są byłe/byli rodziców tak też jest w przypadku Aydena. Otóż za porwaniem małego królewicza stała była jego taty Ann-Kathrin. Ann razem ze swoim obecnym chłopakiem zaplanowali w najdrobniejszych szczegółach porwanie małego ze stadionu. Chłopiec siedzi sam w malutkim pokoiku gdzie śmierdzi stęchlizną i pleśnią. Tęskni za rodzicami jak i swoją siostrzyczką. Ann za to siedzi sobie wygodnie na kanapie i razem ze swoim ukochanym obmyśla kolejny krok odnośnie wyłudzenia od Mario pieniędzy wie iż dla chłopaka najważniejsza jest rodzina dlatego też uderzyła w jeden z najczulszych punktów dla młodego pomocnika BVB. 
A co w tym czasie robią Mario i Nana?
Jak wszyscy rodzice w takiej sytuacji wciąż zadają sobie pytanie "Gdzie jest nasz synek? Kto mu to zrobił?" ale również nie pogrążają się w smutkach i rozpaczy ponieważ wiedzą, że Ayden na pewno się znajdzie. Nana wciąż leży w szpitalu, ponieważ po porannych badaniach okazało się, że życie ich córeczki jest zagrożone i Nana dostaje leki na podtrzymanie ciąży. Mario wraz z kolegami na własną rękę poszukują Aydena, Mario jest wściekły i już obiecuje sobie że zatłucze człowieka który śmiał zadrzeć z jego rodziną, ale który mężczyzna tak się nie zachowuje w podobnej sytuacji? Brat Romana miał już pewne przypuszczenia co do miejsca w którym prawdopodobnie przetrzymywany jest Ayden, a jak się tego dowiedział? Otóż kiedyś Matt (od autorki wymyślone imię brata Romana nawet nie wiem czy w rzeczywistości Roman ma rodzeństwo) przechadzał się po ulicach Dortmundu i przypadkiem wpadł na Ann-Kathrin, która niosła w siatce jedzenie i parę ubrań dla 3 letniego dziecka. Detektywa to mocno zastanowiło i postanowił śledzić pannę Broemmel. Kobieta jechała ciemnym Subaru na przedmieścia Dortmundu do lasu w którym znajdowała się opuszczona leśniczówka. Detektyw zaparkował kawałek od budynku i podglądał przez okno co dzieję się wewnątrz. Widział jakiegoś bruneta i wcześniej wspomnianą blondynkę którzy rozmawiali:
- Kupiłaś jedzenia i jakieś ciuchy dla tego bachora?-
- Tak, dam mu jakiś przecier z warzyw dla dzieciaków czy coś. Masz już szczegółowy plan odnośnie okupy?-
- Tak, ale najpierw weź go nakarm bo nie zniosę tego krzyku ten bachor cały czas się drze, jak się nie zamknie to go zaknebluję.-
- Dobrze, a ty nie możesz tego zrobić ja nie znoszę dzieciaków.-
- Weź mu to zanieś i niech sam zje.- Matt zapisał w GPS-ie współrzędne tej chatki i wrócił do miasta aby podzielić się wiadomościami z Mario i chłopakami. Detektyw poradził Mario aby ten zadzwonił na policję i wyjaśnił im wszystko od początku aż do najnowszych informacji uzyskanych przez detektywa. Tak też postąpił Mario. Po krótkiej rozmowie z policją uzgodnili, że policjanci będą udawać... grzybiarzy i przez przypadek będą kręcić się obok leśniczówki (oczywiście w cywilu), ale będą mieli przy sobie broń. 
KILKA DNI PÓŹNIEJ DZIEŃ ODBICIA AYDENA
Mario razem z policjantami pojechali "na grzyby" razem z nimi był również Marco i Robert. Na umówiony sygnał policjanci mieli otoczyć budynek i odbić chłopca. W ogólnej mieszaninie wydarzeń partner Ann został postrzelony kiedy próbował uciekać, a blondynka kiedy tylko zobaczyła policję z wycelowaną w nią bronią od razu się poddała. Mario wraz z przyjaciółmi dostali zgodę na przeszukanie domu w celu znalezienia chłopca. Mężczyźni rozdzielili się. Aydena znalazł Mario. Jego synek siedział na małym łóżku w ubrudzonym ubranku, zapłakanymi oczami i siniakiem pod okiem. Mario był zszokowany wyglądem synka nie rozumiał jak ktoś może tak potraktować tak bezbronne dziecko. Gdy chłopiec zorientował się kto stoi w drzwiach podniósł się z łóżka i podbiegł do Mario po czym z ufnością wtulił się w ramiona ojca. Mario zorientował się, że chłopiec jest przemarznięty (w końcu była jesień). Mężczyzna szybko zdjął swój polar i założył go synkowi, co z tego, że odzież była za duża ważne było to aby Ayden nie marzł, po czym wziął go na ręce i w towarzystwie Marco i Roberta udał się do samochodu. W drodze do szpitala mały Ayden zasnął na kolanach taty. Kiedy dojechali do szpitala od razu Mario wraz z synkiem na rękach skierował się na izbę przyjęć, aby lekarze sprawdzili czy chłopczykowi nic nie jest. Niestety po wizycie u lekarza okazało się, że Ayden musi zostać w szpitalu, ponieważ ma obustronne zapalenie płuc, a to u tak małego dziecka jest niebezpieczne. Ayden po kilkudziesięciu minutach leżał już w łóżeczku na oddziale pediatrycznym i jadł pierwszy od kilku dni syty posiłek, który na oddział dostarczyła mama Mario. Mario porozmawiał z synkiem mówiąc mu, że musi pojechać do domu aby przywieźć mu ubrania i kilka zabawek, ale gdy mały tylko to usłyszał wybuchł spazmatycznym płaczem, który był przerywany atakami kaszlu, a z jego ust dało się usłyszeć:
- Tatusiu nie zostawiaj mnie samego ja się boję.- Mario nie miał innego wyjścia, poprosił Marco aby ten pojechał do jego domu wcześniej zapisując dortmundzkiej 11 co ma przywieźć do szpitala. Siedząc z Aydenem opowiadał mu co zmieniło się podczas "nieobecności chłopca", napisał również żonie, że ich synek się znalazł ale nie chce aby Mario odchodził od niego bo się boi sam zostać. Nana odpisał mu tylko 
-Kochanie rozumiem, powiedz, że mamusia go całuje, pozdrawia i ściska.- oczywiście Mario przekazał wszystko Aydenowi. Kiedy wujek Marco przywiózł chłopcu wszystkie ubranka i zabawki o które mały prosił, Mario ostrożnie (uważając na kabelki i kroplówkę) ubrał synkowi czystą i świeżą piżamę. Ayden zasnął koło 23:30 , a Mario obiecując małemu przed snem, że nie ruszy się na krok chyba, że do łazienki (czym rozbawił synka) usadowił się w fotelu w rogu sali u postanowił się zdrzemnąć. Ayden kilka razy budził się w nocy z krzykiem, więc Mario za zgodą lekarza wziął synka na ręce a mały od razu zasnął. Koło godziny 3:15 do sali weszła pielęgniarka aby sprawdzić czy z małym Aydenem w porządku zobaczyła uroczy obrazek: Mario śpiący na lekką skarbonkę, a na jego kolanach wtulony jak w misia spał mały Ayden pielęgniarka wzięła koc z szafki, która stała w sali i ostrożnie okryła śpiących dżentelmenów. Ayden lekko się poruszył i jeszcze bardziej wtulił się w ojca, pielęgniarka widząc to zrobiła im zdjęcie po czym wyszła z sali udając się do dyżurki i wydrukowała zdjęcie po czym usunęła je ze swojego telefonu. Wydrukowane zdjęcie złożyła i włożyła do koperty i zaniosła do sali w której był Mario z synkiem i kopertę z napisem 
             PAN MARIO GöTZE
położyła na stoliku obok fotela na którym spał Mario  z synkiem.  
Około godz. 8:30 Mario otworzył oczy pierwszym co zobaczył był jego synek ufnie wtulający się w klatkę piersiową swojego taty. Ostrożnie podniósł Aydena i zaniósł go do łóżka i przykrył kocem który był w nocy przykryty. Wychodząc do łazienki natknął się na kopertę podpisaną jego imieniem i nazwiskiem, kiedy ją otworzył uśmiechnął się i schował zdjęcie do kieszeni. W łazience doprowadził się do stanu używalności i wrócił do synka, który przecierał właśnie zaspane oczka. Mario pomyślał wtedy
Teraz musi być już tylko lepiej. 

sobota, 10 października 2015

Rozdział 30 cz. II

Gdy weszliśmy do szatni przy zawiasach przy mojej szafce znajdowała się jakaś kartka na której znajdowało się moje imię i nazwisko. Otworzyłem złożoną kartkę i zamarłem. 
Na kartce było napisane drukowanymi literami:
MAMY TWOJEGO SYNA JEŻELI KIEDYKOLWIEK CHCESZ GO JESZCZE ZOBACZYĆ ZA KILKA DNI  PRZYNIEŚ 60 MLN. W GOTÓWCE DO WESTFALLENPARK! JEŻELI SKONTAKTUJESZ SIĘ Z POLICJĄ NIE ZOBACZYSZ JUŻ SWOJEGO SYNA ŻYWEGO. ODNOŚNIE TERMINU SPOTKANIA DAMY CI ZNAĆ. MIEJ TELEFON PRZY SOBIE. POZDRAWIAMY :)
Momentalnie cały zbladłem mój Mały Książę, jest gdzieś całkiem sam i pewnie się boi. Jak ja to powiem żonie. Chłopaki oczywiście od razu podeszli i zapytali co się stało, że nagle cały zbladłem. Nic nie powiedziałem tylko podałem im kartkę. Od razu rozpoczęła się burza mózgów jak znaleźć Aydena. Podczas wymiany zdań do szatni weszła Nana:
- Siemka chłopaki super, że wygraliście mecz.- po czym podeszła do mnie, uśmiechnąłem się do niej ale wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał powiedzieć jej o ty, że nasz synek został porwany. Zawinęła swoje ręce wokół mojej szyi po czym przywarła do mnie całą powierzchnią ciała. Wszyscy chłopacy dyskretnie wyszli pokazując, że będą się zastanawiali jak nam pomóc. Pocałowałem moją żonę czule w usta i usiadłem na ławce obok mojej szafki po czym ona usiadła na moich kolanach, po czym powiedziała:
- To co Cię gnębi wiesz, że przede mną się nic nie ukryje.-
- Ale wiesz, trudno mi to mówić szczególnie teraz kiedy nie możesz się denerwować.-
- Obiecuję, że obojętnie co by to nie było postaram się nie denerwować.- wziąłem kilka oddechów i postanowiłem powiedzieć żonie o tym czego się dzisiaj dowiedziałem:
- Kochanie bbo chodzi o to, że nasz synek zzostał porwany.-
- Możesz powtórzyć?-
- Nasz synek Ayden został porwany.-
- O matko, aale jakim cudem?- jej twarz zrobiła się momentalnie blada i złapała się za brzuch. Momentalnie wstałem z ławki położyłem na niej Nanę po czym podałem jej wodę mineralną. Moja ukochana wzięła kilka głębokich wdechów, po czym ostrożnie podniosła się i usiadła na ławce i zapytał co się dokładnie stało. Wszystko jej wytłumaczyłem i powiedziałem:
- Obiecuję ci kochanie, że odzyskam naszego synka całego i zdrowego, proszę Cię nie denerwuj się. Chodź podjedziemy do lekarza aby sprawdzić czy wszystko z naszą kruszynką w porządku.-
- Dobrze kochanie ale potem szukamy Aydena.-
- Kochanie ja się tym zajmę razem z chłopakami a ty masz siedzieć w domu i dbać o siebie.-
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz, że ja będę siedzieć bezczynnie siedzieć na tyłku kiedy moje dziecko zostało porwane?!-
- Kochanie musisz teraz myśleć też o naszej księżniczce ja znajdę naszego księcia.- kiedy jechaliśmy do lekarza Nany zadzwonił do mnie Roman, dałem na głośnik po czy rozmawiałem chwilę z kolegą z drużyny po czym dowiedziałem się że brat Romana detektywem i może nam pomóc znaleźć Aydena. Ustaliliśmy wszystko i jutro miałem wpaść do Romana na spotkanie z tym detektywem i ustalić szczegóły akcji. U lekarza okazało się, że Nana musi zostać kilka dni w szpitalu, no i po co jaj jej to wszystko mówiłem? Lekarze chcą mieć ją i małą pod kontrolą w razie wypadku i kazali mi nic nie mówić Nanie na temat porwania Aydena. Wróciłem do domu i spakowałem Nanie torbę z ciuchami na przebranie, spakowałem tam też laptopa i czytnik do książek. Położyłem się do łóżka i cały czas rozmyślałem co dzieje się z moim synkiem czy bardzo tęskni za mną i Naną. Zasnąłem dopiero nad ranem. Zapowiadał się ciężki dzień. Miejmy nadzieję, że będzie lepiej.

niedziela, 27 września 2015

Rozdział 30 cz. I

Tydzień później Mario
Odkąd dowiedziałem się, że znów zostanę ojcem nowe siły we mnie wstąpiły. Chłopaki ciągle się ze mnie nabijali, ale miałem to w nosie. Codziennie wracałem jak najszybciej do domu do żony i do córeczki. Zastanawiam się już nad wystrojem pokoiku dla mojej małej księżniczki. Ayden na wieść o siostrze bardzo się ucieszył i obiecał, że będzie pomagał mamie przy dzidziusiu. Doskonale rozumie, że na początku troszkę więcej czasu będziemy poświęcać jego siostrzyczce obiecał, że nie będzie się obrażać z tego powodu. Za 3 tygodnie Nana ma kolejną wizytę u lekarza oczywiście jako wzorowy mąż idę razem z nią. Założyłem córeczce już albumik w który będą jej wszystkie zdjęcia wraz z krótkimi opisami. Będę prowadził go do jej 18 urodzin, potem na 18 urodziny dam jej to w prezencie. Wiedziałem, że Nana będzie wybierała imię dla naszej księżniczki tuż po ślubie "umówiliśmy się"; że jeżeli będziemy mieć jeszcze dzieci to jeżeli będzie chłopczyk to ja będę wybierać imię, a jeżeli będzie to dziewczynka to imię wybiera Nana. Jutro mamy mecz z Bayerem Leverkuzen. Mam nadzieję, że strzelę bramkę, na pewno zadedykują ją mojej kruszynce. Dzisiaj po treningu mam zamiar kupić parę ciuszków dla małej. Już nie mogę się doczekać, aż ta mała istotka będzie z nami.  

-Galeria handlowa, Mario-
Chodziłem od sklepu do sklepu i szukałem ciuszków dla córeczki z żoną i synem miałem zobaczyć się przed meczem. Po dwóch godzinach wyszedłem z centrum handlowego z kilkoma rzeczami dla córeczki. Zapakowałem torby do bagażnika samochodu po czym udałem się na stadion. Poszedłem w stronę szatni i dałem się wkręcić w ploty z ostatniego tygodnia, czyli jak to mawia moja żona "Kto z kim? Za ile?" chłopaki ostatnie poruszali temat "nowej dziewczyny Cristiano Ronaldo" po mnie spływało to jak woda po kaczce. Założyłem strój na rozgrzewkę i ćwiczyłem przed meczem. Dyskretnie rozglądałem się po trybunach i w końcu zobaczyłem żonę i synka ubranych w koszulki z numerem "10" Nana miała na koszulce nasze nazwisko, a Ayden miał swoje imię. Za 10 min. mieliśmy wychodzić na boisko. Okazało się, że Ayden ma wyprowadzać mnie na boisko bardzo się z tego powodu ucieszyłem. Wziąłem synka za rączkę i powoli wychodziliśmy powoli na murawę. Ayden troszkę się stresował, powolutku przestawiał nóżkę za nóżką miał na sobie szalik BVB, a w rączce trzymał czarnego balonika którego miał puścić w odpowiednim momencie. Kiedy staliśmy już na murawie cały czas powtarzałem mu aby się nie denerwował. W końcu uśmiechnął się i zaczął energicznie machać ręką w stronę trybun. Na sam koniec prezentacji pobiegł z resztą dzieci do opiekuna dziecięcej eskorty. Kątem oka widziałem że nie idzie on w stronę Nany trochę mnie to zdziwiło. Nasza drużyna grała bardzo ofensywnie ale też dobrze grała w defensywie. W 25 minucie spotkania dostałem świetne dośrodkowanie w pole karne od Reusa i praktycznie formalnością było wpakowanie piłki do siatki. Tak też się stało. Ponad 80 tys. kibiców krzyczało moje nazwisko. Wziąłem piłkę z bramki i wpakowałem ją sobie pod koszulkę i wsadziłem kciuk do ust po czym wskazałem na Nanę. Po tej cieszynce stuknąłem się z Reusem barkami po czym wróciliśmy do gry. Na przerwę schodziliśmy z jednobramkowym prowadzeniem. Trener w szatni podał nam kilka skazówek odnośnie drugiej połowy po czym z nowym zapasem sił wybiegliśmy na boisko. Druga połowa wyglądała podobnie jak pierwsza z tą różnicą, że w II połowie strzeliłem jeszcze dwie bramki, prze co na moim koncie pojawił się hat-trick. Bramki zadedykowałem Nanie i Aydenowi. W wyśmienitych humorach schodziliśmy do szatni. Gdy weszliśmy do szatni przy zawiasach przy mojej szafce znajdowała się jakaś kartka na której znajdowało się moje imię i nazwisko. Otworzyłem złożoną kartkę i zamarłem. 

poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział 29

-Parę dni później Nana-
Siedzę obecnie w biurze i zapisuję w kalendarzu najbliższe wywiady, występy w TV. Codziennie piszę z Mają. Parę dni temu miała 3 przeszczep i na razie wszystko ok. Może uda jej się wykurować na tyle aby przyjechać do nas na mecz z Bayernem, który jest za 3 miesiące. Podczas przerwy obiadowej, którą mam dzisiaj o innej porze niż Mario jadłam sałatkę z kawałkami kurczaka. Kiedy skończyła się przerwa na lunch wróciłam do  gabinetu, ponieważ musiałam wykonać kilka telefonów. Oficjalna gazeta Borussi Dortmund chciała przeprowadzić wywiad z Mario i Marco. Musiałam ustalić z redakcją kiedy chłopaki mają mieć te wywiad. Kiedy wszystko było ustalone uzmysłowiłam sobie, że w moim gabinecie jest bardzo duszno. Wstałam z krzesła aby otworzyć okno i nagle zrobiło mi się duszno i ciemno przed oczami. Musiałam przytrzymać się krzesła aby nie wylądować na ziemi. Wzięłam parę oddechów i w jednym momencie musiałam lecieć do łazienki dla personelu aby zwrócić zawartość mojego lunchu. Kiedy mój żołądek był pusty ostrożnie wstałam i przemyłam usta wodą. Powoli wróciłam do gabinetu zagotowałam sobie w czajniku wodę i zrobiłam sobie herbatę miętową, kiedy herbata się zaparzyła ostrożnie zaczęłam pić gorący napój. Kiedy chłopaki skończyli trening do mojego gabinetu jak strzała wpadł Mario z Lamą. Mój mąż zapytał mnie:
- Kochanie kto dzisiaj odbiera Aydena z przedszkola?-
- Możesz ty bo ja muszę zakupy na mieście zrobić.-
- Oczywiście, a późno wrócisz?-
- Postaram się jak najszybciej jakby co to zadzwonię. -
- Dobrze ciekawy jestem co dzisiaj mój synek porabiał w przedszkolu?-
- Może jakieś koleżanki podrywał? Marco co u Omerka?-
- Coraz lepiej wczoraj kangurowałem* go mówię ci super uczucie. Lekarze mówią, że za parę tygodni powinien opuszczać szpital.-
- To bardzo dobrze, na pewno wszystko będzie w porządku. W końcu jest synkiem Magdy.- mina Reusa? Bezcenna. 
- Ja myślałem, że miałaś na myśli, że jest taki silny po tatusiu?-
- Eeee tam faceci to słaba płeć.- no i panowie ciskają pioruny z oczu, Mario na to?
- A jakie masz na to dowody?-
- Kochanie powiedz mi kto mdleje na porodach? Faceci. Kto rodzi? Kobiety. Kiedyś przeprowadzono badania w których facetów podłączono do maszyny która emitowała bóle porodowe, faceci byli świetni.-
- No dobra kochanie ale to tylko w kwestii porodów.-
- A jak ci idzie planowanie budowy domku dla Aydena?-
- Projekt już jest.-
- Człowieku przez twoje opóźnienie zamiast domku na urodziny kupiliśmy mu Ferrari dla dzieci.-
- Ale się cieszył.- 
- Dobra już się nie odzywam, pamiętacie, że w przyszłym tygodniu macie wywiad dla tej gazety o której wam mówiłam?-
- Tak, kochanie.-
- Dobrze to ty idź po Aydena, a ty Marco teraz pewnie do szpitala?-
- Tak, to ja lecę do zo.- kiedy chłopaki wyszli ja miałam jeszcze zostać w pracy 30 min. po pracy pojechałam na zakupy i do lekarza. Miałam pewne podejrzenia odnośnie mojego słabego samopoczucia, więc postanowiłam to sprawdzić. Zaparkowałam mojego Mercedesa
pod prywatną kliniką ginekologiczną. Miałam pewność, że w razie wypadku żaden paparazzi nie zrobi mi zdjęcia. Z siedzenia pasażera wzięłam torebkę i skierowałam się do drzwi wejściowych do kliniki. Na recepcji siedziała miła młoda pielęgniarka zapytałam jej czy mogę mieć dzisiaj wizytę i doktora Kruegera. Pielęgniarka poprosiła mnie o dowód tożsamości kiedy zobaczyła nazwisko od razu zaczęła szukać folderu doktora i czy jest możliwość "wepchnięcia" mnie między dwie pacjentki. Po chwili powiedziała do mnie:
- Akurat jedna pacjentka odwołała dzisiejszą wizytę, więc za ok. 20 min. można wejść do doktora Kruegera. Ma pani kartotekę?-
- Tak, powinna być.-
- Już szukam.- odsunęła się od biurka i szukała mojej kartoteki po chwili podała mi grubą kopertę z moim imieniem i nazwiskiem i powiedziała:
- Proszę bardzo, pan doktor panią zawoła.-
- Dziękuję bardzo.- usiadłam w poczekalni i wzięłam ze stolika pierwszą lepszą gazetą. Po ok 15 min. usłyszałam moje nazwisko weszłam do gabinetu, przywitałam się z lekarzem i usiadłam na krześle. Po krótkiej rozmowie lekarz poprosił abym położyła się na leżance, po chwili koło mnie usiadł doktor i włączył ultrasonograf. Podwinęłam nieco bluzkę do góry a na moim brzuchu pojawił się specjalny żel. Lekarz zaczął jeździć jakimś narzędziem po moim brzuchu po czym odwrócił ekran w moją stronę i powiedział:
- Miałaś rację to końcówka 3 miesiąca chcesz posłuchać serduszka?-
- Tak.- po chwili usłyszałam głośne stukanie było to serduszko mojego maluszka. Zapytałam lekarza:
- A wiadomo jaka płeć?-
- Na 80% dziewczynka.- uśmiechnęłam się do siebie i pomyślałam "Mario będzie miał księżniczkę do rozpieszczania." Mój mąż bardzo chciał mieć córeczkę. Lekarz wydrukował mi zdjęcie maleństwa i przepisał mi kilka lekarstw i wyznaczył mi termin następnej wizyty. Wracając do domu wstąpiłam do galerii handlowej mijałam właśnie sklep z artykułami dla dzieci pochodziłam chwilę po sklepie i w końcu znalazłam to czego szukałam mianowicie malutkich bucików
do tego dokupiłam jeszcze torbeczkę na prezenty. Kupiłam w aptece kilka niezbędnych leków, które wypisał mi lekarz. W końcu wróciłam do domu. Mario był w kuchni i gotował obiad Ayden spał z Ramosem na kanapie w salonie Mario zrobił im zdjęcie i ustawił sobie na tapecie i wstawił na Instagrama i Facebooka. Wzięłam ostrożnie synka i zaniosłam go do łóżka w jego pokoju. Wróciłam do jadalni gdzie na stole stały dwa talerze z makaronem ze szpinakiem do tego sok z wiśni i jabłek ze spiżarni mamy Mario. Po obiedzie usiedliśmy na kanapie rozmawiając na temat dzisiejszego dnia. W pewnym momencie zostawiłam męża samego w salonie a sama poszłam do korytarza i z torebki wyjęłam torebeczkę z kopertą w której było zdjęcie naszej córeczki i bucikami. Wróciłam do salonu i usiadłam obok Mario. Mąż nie zauważył, że mam coś na plecami. Usiadłam bokiem do męża i powiedziałam do Mario:
- Kochanie mam dla ciebie niespodziankę.-
- Tak, a jaką?-
- Zgadnij, której ręce.-
- Yyyy prawa.- wystawiłam przed siebie prawą rękę w której była torebka, Mario wziął w rękę torebkę i zajrzał do środka. Wyciągnął kopertę i otworzył. Nad zdjęciem był napis:
Na 80% będę dziewczynką. Za 6 miesięcy będę z wami, kocham Cię tatusiu.
 Mario wyciągnął z torebki buciki i popatrzył na mnie ze łzami w oczach i powiedział do mnie:
- Kochanie? Naprawdę będziemy mieli córeczkę?-
- Córeczkę na 80%, ale na pewno będziemy mieli dzidziusia.- Mario przytulił mnie po czym podniósł nieco moją koszulkę i powiedział:
- Cześć księżniczko to ja twój tatuś. Razem z mamusią, twoim braciszkiem i z pieskiem czekamy na ciebie.- po czym pocałował mnie lekko w brzuch i uśmiechnął się do mnie. Razem udaliśmy się do sypialni i odpłynęliśmy do krainy snów. To był ciekawy dzień.
--------------------------------------------------------------------------------
* Kangurowanie - to metoda pozwalająca na trzymanie dziecka skóra przy skórze, klatką piersiową do klatki piersiowej. Podczas kangurowania dziecko słyszy bicie naszego serca, jest kołysane dzięki ruchom naszej klatki piersiowej, czuje nasz zapach oraz jest ogrzewane naszym ciepłem. Dzięki temu czuje się bezpieczne. 



wtorek, 15 września 2015

Rozdział 28

Jakiś czas później Nana
Mój synek bardzo chętnie chodził do przedszkola. Od tygodnia pracuję jako rzecznik prasowy BVB. Do mnie dzwonią osoby, które chcą przeprowadzić wywiad z kimś z drużyny. Do mojego gabinetu przychodzą również listy od fanów. Każdy z chłopaków ma swój karton z imieniem, nazwiskiem oraz numerem z jakim gra. Również trener ma swoje pudełko. Dziennie przychodzi ok 500 listów. Ja czytam tylko te do Mario i Marco. Poprosili mnie o to i mimo moich protestów otwierałam ich listy. Pracowałam od 9:00 do 19:00 nie przeszkadzało mi to bo lubiłam moją pracę. Na szczęście moja sytuacja rodzinna nie ucierpiała przez moją pracę. Do pracy przynosiłam lunch-boxy po treningu Mario przyprowadzał do mnie Aydena i we trójkę szliśmy na stołówkę i jedliśmy obiad. Czasami brał Aydena ze sobą do domu, a czasami synek zostawał ze mną. Wszyscy w klubie byli zadowoleni z mojej pracy, bardzo mnie to cieszyło. Za nie długo nasz synek będzie obchodził 3 urodziny. Zastanawiamy się z Mario co mu kupić chcieliśmy żeby miał to na długo i nie znudziło mu się po kilku dniach. Ja myślałam nad jakąś grą integracyjną a Mario wymyślił...UWAGA!!! DOMEK NA DRZEWIE I O ZGROZO ON SAM CHCE GO ZBUDOWAĆ!!!! Po długiej dyskusji poparłam pomysł Mario pod warunkiem, że zapewni Młodemu wszystkie potrzebne zabezpieczenia. Siedziałam dzisiaj w pracy i segregowałam listy. Jak zawsze listy do Marco i Mario czytałam i odkładałam na osobne kupki. Jeden z listów do Mario bardzo mnie zaciekawił i wzruszył, brzmiał on:
Witam mam na imię Teresa, nie będę się przyznawać do wieku. Moja siostrzenica - Maja jest wielką fanką Borussi Dortmund. Potrafi wymienić cały skład drużyny od początku istnienia. Ogląda każdy mecz Borussi. Bardzo lubi Polskie Trio, Marco i ciebie, jednak on zawsze powtarza, że drużyna to nie tylko zawodnicy, ale także trener, fizjoterapeuci i przede wszystkim kibice. Jej największym marzeniem jest obejrzenie meczu na stadionie Signal Iduna Park, jednakże jej choroba ją jest białaczka nie pozwala jej na to. Maja musi być pod ścisłą kontrolą lekarzy. Za dwa tygodnie (28.09.2015) będzie obchodzić swoje 18 urodziny. Miesiąc temu Maja miała mieć trzeci przeszczep szpiku (dwa wcześniejsze zostały odrzucone).Niestety dawca, który zadeklarował się oddać swój szpik zrezygnował. Nieustannie trwają poszukiwania dawcy dla Mai jej koledzy z klasy i ze szkoły chętnie oddają krew i rejestrują się w bazie dawców szpiku oraz organizują zbiórki pieniędzy aby Maja mogła otrzymywać potrzebne leki. Przejdę teraz do sedna mojej prośby, wiem, że proszę o dużo. Czy mógłbyś nagrać wraz z drużyną życzenia urodzinowe dla Mai. Jeżeli zgodzisz się wyślij życzenia na podany adres mail: teresa.kowalska@gmail.com


Z poważaniem Teresa Kowalska. Instytut Matki i Dziecka w Warszawie.

Byłam w głębokim poruszeniu po przeczytaniu listy wiele łez poleciało na tą kartkę papieru. Postanowiłam bezzwłocznie pokazać ten list chłopakom i trenerowi. Popatrzyłam przez okno na murawę aby sprawdzić co robią chłopaki. Dzięki Bogu mieli przerwę. Pędzikiem pobiegłam na murawę i powiedziałam do trenera:
- Panie Juergenie mam sprawę nie cierpiącą zwłoki.-
- Co się stało?- od razu zebrali się wszyscy piłkarze. Wytłumaczyłam im o co chodzi, po czym powiedziałam:

- Trenerze czy w tym tygodniu gramy jakiś ważny mecz?-
- Nie, ten tydzień oraz weekend mamy wolny.-
- Wpadłam na szalony pomysł, wiem, że jest wiele dzieci z taką chorobą jaką ma Maja i nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim, ale pomyślałam, że może wysłałby pan kilku zawodników do Polski z wizytą u Maji upieczemy jej healthy tort i damy kilka gadżetów z BVB oczywiście z autografami.- trener popatrzył na mnie i po chwili powiedział:
- Nana mówiłem ci jak się cieszę, że u nas pracujesz?-
- Parę razy mi to trener mówił.-
- To jeszcze raz Ci mówię, Nana dziękuję, że u nas pracujesz. Mam jednak lepszy pomysł. Skontaktuj się z tą ciocią tej Mai i powiedz, że w najbliższy piątek cała Borussia Dortmund odwiedzi tą młodą kibickę w szpitalu, tylko to musi  być totalna niespodzianka trzeba to uzgodnić z personelem medycznym.- w wymianę zdań wszedł Mario:
- A może by tak napisać do tej kobiety żeby lekarze powiedzieli Mai, że jedzie na jakieś badania i my będziemy czekać w jakiejś sali i jak dziewczyna wejdzie to krzykniemy niespodzianka? Urządzimy salę do badań w imprezowy osiemnastkowy pokój.- trener na to do Mario:
- Mario wybacz, że wcześniej nie doceniałem twojego intelektu.- i wszyscy z wyjątkiem Mario zaczęli się śmiać. Kiedy obgadaliśmy wszystkie szczegóły wróciłam d gabinetu i napisałam maila do cioci Mai w którym wszystko po krótce przedstawiłam i poprosiłam o telefon kontaktowy. Odpisała mi po 20 min. była zaszokowana, że piłkarze postanowili po części spełnić marzenie Mai w mailu dostałam również telefon kontaktowy do pani Teresy i rodziców Mai, którzy również zostali wtajemniczeni w nasz "szatański" plan. Trener kazał piłkarzom wymyślić jakiś fajny prezent dla jubilatki ja z Anią Lewandowską miałam za zadanie upiec tort. Mario i ja zdecydowaliśmy, że Ayden pojedzie do rodziców Mario na czas naszego wyjazdu. 

-Dzień wylotu do Polski, Nana-

Dzisiaj  wylatujemy do Polski. Wylot z lotniska w Dortmundzie przewidywany jest na godz. 7:30 razem z Anią przygotowałyśmy tort dla naszej jubilatki oczywiście z BVB :) włożyłam go do lodówki na noc po czym rano włożyłam go do specjalnej lodówki podróżnej. O 6:30 wszyscy mieliśmy być na lotnisku. Personel szpitala był o wszystkim poinformowany. Podczas naszej wizyty nad bezpieczeństwem Mai będzie czuwał lekarz i pielęgniarka. 
kiedy wszystko będzie przygotowane mam napisać sms-a do pani Teresy i powiedzieć, że mogą już przyjść. Na miejscu byliśmy ok 9:30. Od razu zaprowadzono nas do sali przeznaczonej na przyjęcie urodzinowe Mai. Chłopcy wzięli się za dekorowanie sali a ja wszystkim kierowałam. Był stół z przekąskami tort był w centralnym miejscu, a chłopcy spoza Polski uczyli się śpiewać sto lat. Ja miałam pełnić rolę tłumacza jak widziałam Pierre'a jak próbował coś po polsku powiedzieć to doszłam do wniosku, że muszę go nagrać. Kiedy już wszystko w 100% było gotowe napisałam sms-a do pani Teresy
Wszystko gotowe.

Tyle jej wystarczyło cały czas musiałam uspokajać chłopaków po jakiś 10 min. usłyszałam głosy:
- Co to mam mieć za badanie?- to była zapewne Maja. Chłopcy momentalnie spoważnieli, zgasiliśmy światło, a Kuba zapalił lamki choinkowe których kolorowe światło oświetliło całe pomieszczenie. Kilka sek. później do sali wjechała na wózku Maja w towarzystwie rodziców, cioci oraz lekarza i pielęgniarki. Maja miała na oczach opaskę a na głowie chustkę z BVB. Kiedy ciocia zdjęła Mai opaskę dziewczyna była w takim szoku, że się popłakała. Podeszłam do niej przytuliłam się do niej i powiedziałam:
- Wszystkiego najlepszego Maja.- dziewczyna przez płacz powiedziała:
- Dziękuję.- potem każdy z piłkarzy podchodził do Mai i składał jej życzenia i dawał prezent. Potem wzięliśmy się za krojenie tortu każdy z nas rozmawiał z Mają tyle ile dziewczyna potrzebowała. Trener powiedział do niej, że jak będzie z nią lepiej to w imieniu klubu zaprasza ją oraz jej rodziców i ciocię do Dortmundu na mecz. Maja ma się ze mną skontaktować kiedy będzie w stanie podróżować. Oczywiście nie obeszło się bez zdjęć i autografów. Bawiliśmy się naprawdę świetnie. Po weekendzie spędzonym w Polsce wróciliśmy do Dortmundu bogaci o nowe doświadczenia chłopaki dużo rozmawiali o Mai. Było w jej oczach widać wolę walki z chorobą. Wszyscy trzymaliśmy za nią kciuki pani Teresa obiecała mi, że będzie systematycznie pisać co u Mai. W przyszły weekend Mario ma zamiar brać się za budowanie domku dla Aydena. Ciekawa jestem ile palców sobie zrani przy wbijaniu gwoździ. Kiedy wieczorem weszłam na fb zobaczyłam że na profilu każdego z piłkarzy BVB zamieszczone jest zdjęcie z wizyty u Mai i krótkie sprawozdanie ze spotkania z dziewczyną. Okazało się też, że Wszyscy chłopacy trener również zaczęli obserwować Maję na Instagramie ja również postanowiłam pójść śladem panów i zaczęłam obserwować Maję na Inscie za moim przykładem poszły wszystkie WAG's BVB. Ciekawa jestem jaką minę miała Maja gdy widziała kto zaczął ją obserwować. Sama zaprosiłam Maję na fb po 5 min od zaakceptowania zaproszenia dostałam wiadomość od Mai:
- Nana jestem ci bardzo wdzięczna za to, że spełniłaś moje marzenie. Trener mi powiedział, że to ty zasugerowałaś przyjazd chłopaków do Polski. Będę ci za to wdzięczna do końca życia. Do teraz myślę, że to był tylko sen ale gdy patrzę w telefon i na te rzeczy które od was dostałam wiem, że to prawda, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Ja już muszę iść spać, jeszcze raz wam dziękuję.- pokazałam Mario tą wiadomość ten uśmiechnął się do mnie, zamknął mi laptopa po czym zgasił światło w sypialni i "kazał" mi iść spać. 

piątek, 11 września 2015

Rozdział 27

Na początku pragnę bardzo przeprosić za tak długą nieobecność. Po pierwsze jestem obecnie na studiach i naprawdę jest ciężko, a po drugie mało pomysłów przychodzi mi do głowy. Naprawdę bardzo was przepraszam i liczę na zrozumienie, a teraz zapraszam na nowy rozdział.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

-Nana-

Mój chrześniak był taki maleńki i kruchy. Nawet mój Aiden nie był taki malutki. Pozwolono mi go dotknąć, jego skóra była gładziutka, gdy głaskałam go po dłoni złapał mnie za palec i nie chciał puścić. Mój synek oczywiście bardzo chciał poznać kuzyna, ale oczywiście nie mógł przyjść na oddział, lecz razem z Mario obiecaliśmy, że pokarzemy mu zdjęcia Omerka. Razem z Mario wróciliśmy na kilka godzin do domu aby coś zjeść, przespać się i pobyć trochę z naszym synkiem. Do domu wróciliśmy o 5:30 nad ranem w naszym domu byli już rodzice Mario, którzy zostali z naszym synkiem aby go pilnować.  Czy wspominałam, że mały Aiden jest oczkiem w głowie dziadków? Nie? To już mówię. Tata Mario prawie codziennie bierze go na spacery i do parku, na plac zabaw i uczy jak założyć Mario siatę. Nosi go na barana a mały wtedy mówi, że jest panem świata. Od września mamy zamiar zapisać małego do przedszkola, aby odciążyć trochę naszych rodziców, poza tym ja chciałabym znaleźć pracę, obroniłam licencjat, a teraz idę na magisterkę lecz chcę znaleźć jakąś pracę. Mario powiedział mi, że zorientuje się u siebie w klubie czy będzie jakaś fucha dla mnie, lecz ja nie uznaje nepotyzmu, lecz mój mąż miał bardzo zabawny argument mianowicie powiedział:
- Ale ja chciałbym abyś pracowała jak najbliżej mnie.- po kilku tygodniach ględzenia Mario o to abym zgodziła się na rozmowę kwalifikacyjną na SIP zgodziłam się. Lecz wracając do Marco, Lama siedziała codziennie w szpitalu po parę godzin. Zaniedbał nieco treningi, ale nikt w Borussi nie miał do niego pretensji. Wręcz przeciwnie codziennie ktoś po treningu szedł do szpitala aby chociaż na chwilę zmienić Marco w posiadówce na neonatologii. Magda również chodziła często do Omerka. Musiała jeszcze zostać tydzień w szpitalu. Zawsze jak wychodziłam z domu do Magdy i Omerka mój synek dawał mi laurkę dla cioci. Magda zawsze się uśmiechała jak widziała dzieło Aydena. Starałam się ją wspierać najbardziej jak tylko mogłam.

-2 Tygodnie później, Nana-

Magda teoretycznie wyszła już ze szpitala, ale całymi dniami siedziała przed salą w której leżał Omerek. Dzisiaj akurat ja dotrzymywałam jej towarzystwa. Lekarze ustawili inkubator Omerka pod samą szybę abyśmy mieli na niego dobry widok nie wchodząc do sali. W pewnym momencie do mnie i do Magdy wyszedł lekarz i poprosił nas do sali. Poprosił Magdę aby ta usiadła w fotelu obok inkubatora i po chwili otworzył inkubator i na klatce Magdy położył Omerka. Powiedział, że kontakt skóra w skórę z matką może poprawić samopoczucie Omerka. Kiedy mały poczuł znajomy dotyk ufnie wtulił się w Magdę i leciutko uśmiechnął się. Musiałam to uwiecznić, to był piękny obrazek. Zdjęcie z podpisem "Nie ma jak u mamy" od razu wysłałam do Reusa i Mario. Lekarz pozwolił Magdzie trzymać małego jeszcze jakieś 10 min. po czym znów musiałyśmy opuścić salę. Kiedy usiadłyśmy już na krzesełkach w korytarzu Magda powiedziała do mnie:
- Widziałaś te wszystkie rurki i aparaturę? Dlaczego on musi tak cierpieć?-
- Widziałam, ale widziałam również jego uśmiech kiedy go przytuliłaś. Wierzę w mojego chrześniaka i mam nadzieję, że jest równie silny co jego rodzice.- po ok. 2 godz. siedzenia na korytarzu pojawili się nasi mężczyźni. Opowiedziałyśmy im co mówił nam lekarz a Marco był zdziwiony, że lekarz wyjął małego z inkubatora. Późnym wieczorem ja i Mario wróciliśmy do domu. Jutro musiałam z małym iść do przedszkola aby go zapisać. Razem z Mario wybraliśmy przedszkole blisko SIP. Mam nadzieję, że małemu się spodoba.

- Następny dzień, Mario-

Dzisiaj od rana do popołudnia trening "Boże za co?" Nana miała dzisiaj iść zapisać naszego synka do przedszkola. Już czekam na te dnie kiedy po treningu pójdę po mojego synka wejdę do sali dla 2-latków i usłyszę "Tata!!!" i potem te opowiadania: " Tata poznałem dużo dzieci, bawiliśmy się itp." i potem akademie z okazji Dnia Ojca. Nana ma przyjść dzisiaj do trenera i pogadać z nim w sprawie pracy to coś na zasadzie rzecznika prasowego BVB, będzie robiła z nami wywiady itp. Wieczorem wróciłem do domu ledwo żywy, ale słysząc rozmowy Nany i Aydena od razu udałem się prawie pędem do kuchni, przywitałem się z żoną pocałunkiem i ucałowałem syna w główkę. Po czym usiadłem przy stole i czekałem na obiado - kolację. Kiedy Ayden był już w łóżku i spał jak aniołek ja siedziałem w salonie. Nana czytała zawsze Aydenowi bajki na dobranoc albo sama coś wymyślała. Kiedy oglądałem wiadomości z kraju i ze świata poczułem na barkach znajomy dotyk dłoni mojej żony. Po paru sek. usłyszałem:
- Kochanie jesteś zmęczony po treningu masz ochotę na kąpiel przygotuję ci wszystko, hmmmm?-
- Z chęcią o ile mi potowarzyszysz.-
- Oczywiście, idź do sypialni ja wszystko przygotuję.- udałem się do sypialni i po kilkunastu min. zostałem zawołany przez żonę do łazienki. Oczywiście był też szampan, truskawki i kieliszki. No cóż muszę to Nanie oddać, że jest romantyczką. Trzeba się jakoś ukochanej zrewanżować. Nie dość, że Nana zajmuje się małym to jeszcze znajduje czas aby zająć się mną, muszę ją jakoś odciążyć. Siedzieliśmy w wannie ponad godzinę pominę to, że potem trzeba było sprzątać łazienkę (znaczy ja sprzątałem bo ja ją wylałem) koło godz. 23:30 leżałem już z żoną w łóżku, przytuliłem się do niej i odpłynąłem w krainę marzeń sennych. 

czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział 26 cz. II

-Mario-
Gdy byliśmy już na murawie fotograf powiedział do Nany:
- Pani Lilianno, czy mogłaby pani usiąść tam na fotelu na ławce trenerskiej?-
- Po pierwsze to nie pani, tylko Nana, a po drugie jasne.- po czym z małą trudnością usiadła na jednym z foteli. Ja powiedziałem do fotografa:
- Skoro tak to mi mówicie Mario. Ok?-
- Dobrze, ty Mario usiądź dwa fotele dalej od Nany.- zrobiłem co mi kazali po czym usłyszałem:
- Teraz wyjmij z tego ciemnego pudełka buty i ubierz.- otworzyłem pudełko i zobaczyłem w nich buty NIKE MAGISTA z tym, że z boku był napis "15.11.2014 Lilianna i Mario Götze" napis był w kolorze złotym. Gdy wiązałem buta patrzyłem się wprost na obiektyw i uśmiechałem się. Gdy poprawiłem spodnie od garnituru fotograf powiedział:
- Nana załóż prawego buta, a Mario niech założy ci lewego buta.- Nana schyliła się po drugie pudełko i wyjęła z niego parę butów również NIKE tylko jej były białe ale z boku również miały ten sam napis co moje. Gdy ubierałem jej tego buta patrzyłem cały czas w jej piękne oczy nie mogłem oderwać od niej wzroku, była taka piękna i pociągająca. Potem zrobili zdjęcie naszych stóp wraz ze zdjęciem z bliska korków a dokładniej napisu. Potem ustawiliśmy się na tle "Gelbe Wand" i ustawiliśmy się. Ja stałem za Naną obejmowałem ją w talii i złożyłem soczysty pocałunek na jej szyi. Potem zrobiliśmy sobie bardzo zabawne zdjęcie. Ja zdjąłem marynarkę i muchę a kilka pierwszych guzików przy koszuli miałem rozpięte. Nana leżała na ziemi, ręce miała ułożone wzdłuż ciała, a ja robiłem pompki, gdy byłem bardzo blisko Nany dawałem jej całusa w usta.Takie ćwiczenia to ja rozumiem. Kolejne zdjęcie przedstawiało mnie siedzącego na murawie z nieco rozpiętą koszulą, z mną klęczała Nana, a jej ręce były zaplątane na mojej szyi. Potem znów miałem zawiązaną na szyi muchę i założoną marynarkę, za to Nana związała sobie włosy w koński ogon i wpięła we włosy welon staliśmy wysoko na trybunach, a w tle mogłem zobaczyć napis z piłek było tam napisane:
WSPÓLNA PASJA POŁĄCZYŁA NAS NA ZAWSZE
Staliśmy na tle tego napisu po czym Nana zasłoniła nas welonem jak zasłoną, a ja złapałem ją za rękę. Zrobili nam dwa zdjęcia jedno duże właśnie na tle tych piłek, a drugie to było przybliżenie strikte na nasze dłonie na których były obrączki. Przedostatnie zdjęcie przedstawiało nas jak leżymy na murawie i patrzymy się na siebie. Dzieliła nas naprawdę bardzo mała przestrzeń fotograf powiedział, że tam po przeróbce ma być napis, który podała mu Nana, a brzmiał on następująco "Bo prawdziwa miłość to taki stan kiedy ukochanej osobie wybaczasz największe błędy" Ostatnie zdjęcie było w tunelu a na nim były tylko sylwetki ludzi (nikt nie rozpozna, że nasze) a na murawę prowadziła ścieżka z róż, a tuż przy wyjściu był napis "Droga ku wiecznej miłości i szczęściu". Kiedy zobaczyłem wszystkie zdjęcia byłem bardzo zadowolony to była naprawdę świetna zabawa. Kiedy podszedłem do fotografa zapytać się o wysokość zapłaty za sesję główny fotograf podsunął mi koszulkę BVB i po prostu poprosił o autograf. Napisałem mu małą dedykację i podziękowałem. Właściwie każdemu z ekipy dałem swój autograf i razem z Naną zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie. Fotografowie obiecali, że dogadają się z ekipą która filmowała nasze wesele i za jakiś miesiąc DVD z naszym ślubem powinno być gotowe. Gdy powiedzieliśmy, ile kopii znaczy dla ilu gości będzie trzeba tego DVD powiedzieli, że za max 1,5 mies wszystko przyjdzie do nas do domu. Gdy wróciliśmy na poprawiny mój najlepszy przyjaciel (Marco) latał po całej sali spanikowany. Popatrzyłem na moją ukochaną z wielkim skonsternowaniem. Popytałem kilku osób i okazało się, że kuzynka Nany zaczęła rodzić (nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to, że to był dopiero 7 miesiąc) Nana zadzwoniła po karetkę, a ja próbowałem uspokoić Reusa, chociaż w sumie co mu się dziwić życie jego narzeczonej i dziecka było zagrożone. Po kilkunastu min przyjechała karetka Marco wpakował się do karetki, a Nana płakała na moim ramieniu, po czym powiedziała:
- Kochanie nie gniewaj się na mnie, ale nie możemy na razie jechać na urlop muszę być przy Madzi.- nie miałem prawa się na nią gniewać w końcu traktuję Magdę jak siostrę. Madzia była przy Nanie kiedy ta była w ciąży, tak samo jak Marco. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że urlop w tym momencie odpada. Musieliśmy to przełożyć do czasu kiedy wszystko się unormuje. Razem z Naną pojechaliśmy do szpitala w którym rodziła Madzia. Gdy byliśmy na miejscu od razu udaliśmy się na porodówkę. Przed drzwiami siedział . . . zapłakany Reus. Podbiegłem do niego i po przyjacielsku przytuliłem do siebie. Nana podeszła do niego i najłagodniej jak potrafiła spytała:
- Marco co z nimi?-
- Puls dziecka zanika musieli wziąć ją na blok i zrobić cesarkę.- nie powiem przeraziło mnie to. Po kilkunastu min z bloku operacyjnego wyjechał inkubator, a zaraz za nim łóżko z Magdą. Reus od razu podbiegł do nich a ja razem z Naną, siedzieliśmy na krzesłach i patrzyliśmy jak Magdę zawożą do sali i podpinają do różnych aparatur. Nana przytuliła się do mnie, ja nic nie mówiłem. Po chwili stanął obok nas Reus i powiedział:
- Madzia powinna się za nie długo obudzić, tylko jak ja jej to powiem?- Nana na to:
- Co z maluchem?- on nic nie powiedział tylko wtulił się w nią i najnormalniej się popłakał. Nie miałem serca mu zwrócić uwagi wiem, ze było mu ciężko. Nic nie powiedział tylko ledwo wytarł twarz i poprosił abyśmy poszli za nim. Przed wejściem na oddział neonatologiczny podali nam specjalne ubrania. Po czym weszliśmy na oddział pielęgniarka zaprowadziła nas na odpowiednią salę a Marco zaprowadził nas do odpowiedniego inkubatora. Przy nim była doczepiona karteczka z napisem Omer Mario Reus. Omerek był malutki ilość kabli i rurek osłabiała mnie. Obok siebie mojego przyjaciela:
- Lekarze dają mu przy dobrych wiatrach 15% szans na przeżycie. Chciałbym go ochrzcić go tutaj w szpitalu będziecie rodzicami chrzestnymi?- w gardle utkwiła mi jedna wielka gula nie miałem siły nic powiedzieć, jedyne co to uściskałem przyjaciela i pokiwałem mu twierdząco głową. Marco udał się na poszukiwanie księdza, a ja z Naną patrzyliśmy na tego malutkiego człowieczka. Po chwili wrócił Marco ze szpitalnym kapelanem i po chwili mały Omerek był już ochrzczony. Marco zrobił mu zdjęcie po czym wysłał co wszystkich znajomych i rodziny. Porozmawiał chwilę z mamą o stanie zdrowia małego po czym wrócił do podziwiania swojego pierworodnego. Razem z Naną nie odstępowaliśmy Marco na krok Nana raz na jakiś czas szła do Magdy aby sprawdzić czy się nie obudziła. Ten dzień zakończył się oczywiście nocowaniem w szpitalu. Mamy jednak wszyscy nadzieję, że Omerek wyjdzie z tego cało. 

 --------------------------------------------------------------------    
 

Rozdział 26 cz.I

-Mario-
W czasie poprawin pojechaliśmy na sesję zdjęciową, która odbyła się na. . . stadionie Borussi. Muszę przyznać, że moja ukochana wpadła na super pomysł. Dopiero przed wyjściem dowiedziałem się gdzie mamy mieć sesję ślubną. Oczywiście musieliśmy się ubrać z powrotem w stroje ślubne. Nana nie robiła sobie jakiejś wytwornej fryzury. Zauważyłem, że niesie w siatce dwa pudełka po butach. Popatrzyłem na nią ze zdziwieniem ona powiedziała:
- Sądzisz, że będziesz po murawie zapierniczał w lakierkach?-
- Yyy no nie. Na jak więc pomysł wpadłaś kochanie oprócz sesji na stadionie?- 
- Nie powiem ci, bo wtedy niespodzianka się nie uda.- postanowiłem zastosować swoją tajną broń, która zawsze działała na Nanę, czyli wymruczałem jej do ucha:
- No proszę kochanie, powiedz swojemu Mariankowi co wymyśliłaś?- wymruczałem do jej ucha lekko je przygryzając. Widziałem po niej, że mięknie, wtedy ona popatrzyła mi głęboko w oczy po czym wpiła się z wielką zachłannością w moje usta po czym powiedziała:
- Dowiesz się wszystkiego na miejscu kochanie.- po czym położyła na moim kolanie swoją dłoń i delikatnie i baaardzo powoli zaczęła przesuwać swoje zgrabne palce coraz wyżej i wyżej. Ja głośno przełknąłem ślinę.  To jak często działa na mnie moja własna żona czasami naprawdę mnie przeraża. Po kilkunastu min podjechaliśmy pod stadion gdzie czekali już na nas fotografowie. Nana porozmawiała z nimi chwilę po czym podeszła do mnie i powiedziała:
- No to co Marianku gotowy?-
- Mam nadzieję, że ta sesja stadionowa będzie fajna.-
- Kochanie dostałam pozwolenie od trenera Kloppa na wykorzystanie całego obiektu, łącznie z szatnią. Uwierz mi, że spodoba ci się.- po czym pocałowała mnie czule w usta. Na początek poszliśmy na murawę, na której było pełno piłek wiedziałem, że jest tam jakiś napis ale musiałem znaleźć się na wysokich trybunach aby rozszyfrować napis. 


-----------------------------------------------------------------------------------
SORRY, ŻE TAKI KRÓTKI, ALE II CZĘŚĆ POJAWI SIĘ WIECZOREM. MAM NADZIEJĘ, ŻE WAM SIĘ PODOBA